Im gorzej w polityce tym lepiej na giełdzie

Po Brexicie i wygranej Trumpa światowe rynki miał czekać armagedon. Tymczasem giełdy biją kolejne historyczne rekordy wzrostów. Można odnieść wrażenie, że im gorzej dzieje się w polityce, tym lepiej mają się rynki. Spokój inwestorów w tych niespokojnych czasach ma swoje uzasadnienie.

7 listopada ubiegłego roku Eric Zitzewitz, profesor ekonomii w Darmouth College w USA w obszernym artykule wyliczył, że jeśli następnego dnia wybory prezydenckie wygra Hillary Clinton giełdy pójdą w górę o 2 proc. Wygrana Donalda Trumpa wywoła załamanie indeksów na całym świecie aż o 10 proc.

Minęło dziewięć miesięcy od wyborów, a amerykańskie indeksy raz za razem biją historyczne rekordy wartości. Jeden z ostatnich padł w połowie czerwca, tuż po wyborach przegranych przez brytyjskich konserwatystów, które pozbawiły ich większości i skazały na szukanie koalicjanta. Trzeba pamiętać, że tzw. hung parliament, czyli rząd koalicyjny to na Wyspach rzecz niezwykle rzadka. Od czasu II Wojny Światowej zdarzyła się tylko dwa razy. Porażka wyborcza premier Teresy May stawia pod znakiem zapytania przyszłość i skuteczność rozmów z UE w sprawie Brexitu, zwiększając poziom niepewności wokół brytyjskiej gospodarki. 19 czerwca, kiedy wiadomo było, że brytyjska klasa polityczna zafundowała sobie kolejną potężną dawkę chaosu, Dow Jones zyskał kolejne 100 punktów. Można by powiedzieć, że im gorzej w światowej polityce, tym lepiej dla rynków. Jak to możliwe?

Nie taki Donald straszny

Stare porzekadło mówi, że pieniądze lubią spokój. Tymczasem ostatnie kilkanaście miesięcy to okres niezwykle niespokojny, naznaczony niespodziewanymi wydarzeniami i zaskakującymi zwrotami akcji. Wszystko zaczęło się niemal równo rok temu w związku z referendum w sprawie pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Im bliżej było do głosowania tym szanse przeciwników dalszej integracji stawały się wyraźniejsze, ale mało kto obstawiał ich wygraną. W tym wypadku rynki spodziewały się przewagi zwolenników Unii w głosowaniu.

Szok związany z wynikami plebiscytu był potężny. Europejskie rynki od Danii, po Włochy, mocno zanurkowały, tracąc w ciągu dnia 10 proc. wartości. W kolejnych dniach spadki wyhamowały, ale dopiero w ciągu następnych trzech tygodni kursy wróciły do notowań z połowy czerwca.

Kiedy w listopadzie niespodziewanie dla dużej części obserwatorów wybory prezydenckie w USA wygrał Donald Trump, na otwarciu notowań rynek zareagował paniką i kilkuprocentowymi spadkami. Dolar został przeceniony o 4 proc., rentowność 10-letnich obligacji wzrosła o 2 pkt proc. W ciągu dnia nastroje poprawiały się i na zamknięcie notowań Down Jones znalazł się o 1,4 proc. na plusie.

Potem było już tylko lepiej. Od dnia wyborów w listopadzie do objęcia urzędu przez Donalda Trumpa w styczniu tego roku indeks S&P500 zyskał 6 proc. To najwyższy wzrost od czasów rozpoczęcia prezydentury przez Johna Kennedy’ego, kiedy wskaźnik ten poszedł w górę w ciągu trzech miesięcy o 8 proc.

Notowania giełdowe

Motorem napędzającym indeksy w tym roku były oczekiwania związane z tzw. Trumpeconomią, czyli planem gospodarczym nowego prezydenta. Zakładał on m.in. cięcia podatków i wzrost nakładów na inwestycje infrastrukturalne. W lutym okazało się jednak, że prezydent nie jest w stanie przekonać własnej partii do rozmontowania reform opieki zdrowotnej Baracka Obamy, co postawiło pod znakiem zapytania zdolność Białego Domu do budowania większości w głosowaniach nad innymi kluczowymi ustawami. Rynek zareagował jednodniowym spadkiem, po czym znowu poszedł w górę. Giełda przeszła też do porządku dziennego nad informacjami o niejasnych powiązaniach między ludźmi prezydenta i rosyjską administracją, co dodatkowo osłabiło pozycję Donalda Trumpa. Nic nie zrobiła sobie również z przesłuchania przed senacką komisją Jamesa Comey’a, byłego szefa FBI, z którego wynika, że prezydent nalegał o zarzucenie śledztw w sprawie „wątku rosyjskiego”, co niebezpiecznie zaczęło ocierać się o możliwość wszczęcia procedury impeachmentu, czyli usunięcie rezydenta Białego Domu z urzędu za naruszenie prawa. Giełda dalej rosła.

Solidny fundament

Przyczyn zachowania rynku jest kilka. Jedna z nich ma podłoże psychologiczne. Po szoku, jaki wywołało referendum ws. Brexitu, wygrana Trumpa stawała się łatwiejsza do strawienia. Poza tym okazało się, że fala populizmu, która wezbrała w związku z referendum w Wielkiej Brytanii, a później zalała USA, wcale nie utopiła w odmętach demagogii innych zachodnich demokracji. W marcu Holendrzy wykazali się odpornością na łatwe, antyunijne i antyimigranckie hasła Partii na Rzecz Wolności i wybrali większość parlamentarną o liberalnych poglądach.

W maju przebojem pałac Elizejski zawojował Emmanuel Macron, kilka miesięcy wcześniej nikomu nieznany kandydat niezależny. Pokonał główną rywalkę Marie Le Pen, której ewentualna wygrana spędzała sen z oczu inwestorom ze względu na jej antyunijne i protekcjonistyczne poglądy.

Wygląda też na to, że jesienne wybory nie przyniosą niespodzianki w Niemczech i Angela Merkel zostanie wybrana na kolejną kadencję. Zimą tego roku, wcale nie było to takie pewne. Dzisiaj tylko trzęsienie ziemi mogłoby pozbawić ją urzędu, co pozytywnie nastraja rynki.

Co bardzo ważne, rynki są obojętne wobec wydarzeń politycznych, ponieważ fundamenty wzrostu mają mocne, ekonomiczne podstawy. Amerykańskie spółki pokazały bardzo dobre wyniki za I kwartał, przybywa informacji o dobrej koniunkturze w USA i poprawie nastrojów w Chinach oraz globalnej gospodarce. Wszystko to dobrze wpływa na nastroje inwestorów, uodparniając ich na kolejne informacje ze świata polityki, trzymając się starego motto Wall Street: „Keep calm and carry on”.